the walking dead serial recenzja

Kim Dickens and Jenna Elfman discuss how Madison and June ended up on the series finale of 'Fear the Walking Dead' on AMC, including all about Alycia Debnam-Carey's return. What is dead may never die. There were a lot of things the finale needed to do. It had to serve as a satisfying end to a story that's been running since 2010 while also setting up the spin-offs The Walking Dead Games in Order to Play (Fully Explained) 1. The Walking Dead: Season 1 (2012) The first season of Telltale’s The Walking Dead game has five episodes, which were released periodically until the ending. The episodes include: “A New Day”. “Starved for Help”. “Long Road Ahead”. “Around Every Corner”. Despite several spin-offs starring many fan-favorite characters in the works, The Walking Dead has said farewell after 12 years and 11 seasons on AMC. Within those 11 seasons, the series saw The Walking Dead: The Ones Who Live. Rick a Michonne opustili seriál The Walking Dead v jeho průběhu. Zatímco Rick byl zachráněn a zajat armádou Občanské republiky, Michonne našla informace o tom, že by její láska mohla být naživu, a tak se Ricka vydala hledat. Jejich seriál se zaměřuje na jejich silné pouto, které nezná nonton film kuch kuch hota hai sub indo. Żywe Trupy maszerują wgryzając się coraz głębiej w świadomość użytkowników, tworząc popkulturowy fenomen. Stworzone przez Roberta Kirkmana i Tony'ego Moore'a komiksowe uniwersum Żywych Trupów jest jedną z najbardziej sugestywnych post-apokaliptycznych wizji w historii kultury powieści graficznej nie skupili się bowiem na tytułowych zombie, a właśnie na ludziach, którym przyszło się zmagać z makabrycznym zjawiskiem. Spróbowali przekazać, jakie zachodzą między nimi relacje i jak ludzie mogą reagować w sytuacjach skrajnie ekstremalnych. Świeże podejście autorów zaowocowało wielkim sukcesem. Wkrótce po premierze komiks doczekał się serialowej adaptacji, a dzięki studiu Telltale Games otrzymaliśmy również grę o tym samym tytule. I to właśnie na niej pragnę się skupić, gdyż producentom udało się stworzyć niezwykle poruszające, interaktywne nie skupia się na historii opowiedzianej w komiksie, a korzysta jedynie z popularnego uniwersum, które daje możliwość odpowiedzenia szeregu emocjonujących historii. W grze wcielamy się w Lee Everetta, skazanego za morderstwo nauczyciela. Podczas transportu do więzienia, przewożący go radiowóz ulega wypadkowi, a skazaniec traci przytomność. Po przebudzeniu, kilka godzin później, okazuje się, że znany mu wcześniej świat zaczyna być wspomnieniem, a okoliczne tereny zaczyna trawić plaga tytułowych żywych trupów. Ranny Lee postanawia szukać schronienia w pobliskim domu. Trafia tam na 8-letnią dziewczynkę o imieniu Clementine. Przerażone dziecko ukrywało się samo w domu, a jej rodzice przebywający daleko poza domem prawdopodobnie nie żyją. Lee postanawia zaopiekować się dzieckiem i wkrótce we dwójkę dołączają do innych ocalałych. Tak rozpoczyna się ich walka o przetrwanie, gdzie największym zagrożeniem okazują się nie być zombie, a właśnie rozgrywkiGra jest stosunkowo unikalnym odłamem klasycznych gier przygodowych w stylu point 'n' click, przedstawioną w trójwymiarowym środowisku z perspektywy trzeciej osoby. Zagadki logiczne znane z klasyki tego gatunku ustępują jednak miejsca dialogom prowadzonym między poszczególnymi postaciami oraz na relacjach, jakie zachodzą między nimi wraz z postępami w fabule. Historia opowiedziana w grze jest kreowana na zasadzie wyborów gracza. Wszystkie podjęte przez nas decyzje mogą mieć większy lub mniejszy wpływ na późniejsze wydarzenia i stosunek innych ocalałych do naszego bohatera. A decyzje jakie przyjdzie nam podejmować nie należą do łatwych. W znakomitej większości przypadków przyjdzie nam wybrać mniejsze zło, a na podjęcie decyzji mamy zawsze ograniczony czas. Zabieg ten sprawia, że w sytuacji silnego zagrożenia, adrenalina potrafi sięgać zenitu. Aby wzmocnić napięcie w grze pojawiło się także kilka sekwencji zręcznościowych opartych na popularnych quick-time strukturaWartym odnotowania jest fakt, że gra posiada serialową strukturę. Pierwszy sezon gry składa się z pięciu epizodów, a wszystkie z nich były wydawane chronologicznie w określonych odstępach czasowych. Podobnie jest z drugim sezonem, którego wydano już trzy odcinki z zaplanowanych pięciu. W dobie niezwykle popularnych seriali telewizyjnych, które śmiało mogą już konkurować z przebojami kinowymi, jest to świetne rozwiązanie. Jedynym minusem jest oczekiwanie na kolejne odcinki, z których każdy kończy się sporym cliff hangerem. Z pierwszym sezonem nie ma już tego problemu, ale jeśli nie lubicie czekać, poczekajcie na premierę wszystkich odcinków z sezonu graficznaThe Walking Dead pod względem graficznym jest bardzo wierne swojemu protoplaście. Gra została utrzymana w przyjemnej dla oka komiksowej stylistyce, co okazało się niezwykle udanym zabiegiem. Można by założyć, że przy tego typu oprawie wizualnej (dalekiej od fotorealizmu), nie da się poprowadzić porywających przerywników filmowych opartych na silniku gry czy należycie oddać emocji bohaterów. Nic bardziej mylnego. Telltale Games udowadnia, że gra nie potrzebuje ogromnego budżetu na najnowsze graficzne wodotryski. Za sprawą komiksowej oprawy mogli oni w znacznie łatwiejszy sposób oddać emocje bohaterów oraz nakręcić oskryptowane sceny. Wystarczy spojrzeć na dołączone do recenzji zdjęcia. Komiksowy styl znakomicie wręcz zdaje otwarcie dla gier przygodowychThe Walking Dead nie skupia się na kanonicznych dla gatunku zagadkach, a na prowadzeniu historii, której sednem są relacje między ludźmi walczącymi o przetrwanie. W praktyce recepta studia sprawdza się rewelacyjnie, a historię Lee oraz Clementine śledzimy z zapartym tchem od początku do Adam Szymański Półmetek dziesiątej serii The Walking Dead za nami. Druga część sezonu dziewiątego zaostrzyła apetyty i zwiastowała renesans skostniałej formuły. Dziś możemy odpowiedzieć na pytanie, czy Daryl, Michonne i Carol na dobre wyszli z kryzysu i odmienili oblicze serialu. Recenzja The Walking Dead Sezon 10A. Przez 10A rozumiem pierwsze osiem odcinków serii. Zgodnie z zapoczątkowaną w trzecim sezonie tradycją seria składa się z ośmiu odcinków emitowanych w okolicach połowy października i ośmiu od lutego następnego roku. Przyjęło się, że część wątków rozgrywających się na przestrzeni tych ośmiu epizodów zamykana jest w ostatnim z nich, a druga połowa otwiera własne. W teorii ma to sprawić, że serial będzie bardziej dynamiczny, ale rzeczywistość już wielokrotnie pokazała, że to tylko teoria. Jak żyć z Szeptaczami u bram The Walking Dead 9A The Walking Dead 9B W stosunku do znakomitego zamknięcia serii dziewiątej mamy kolejny przeskok w czasie. Tym razem nie jest tak drastyczny, jak rok temu, gdzie od momentu zniknięcia Ricka minęło aż sześć lat. Tutaj mija kilka miesięcy lub tygodni, a wywnioskować to możemy jedynie po fakcie, że Rosita urodziła dziecko. The Walking Dead Sezon 10: Walking Dead 10A 2. The Walking Dead 10B 3. The Walking Dead 10×16 4. The Walking Dead 10C The Walking Dead Sezon 11 1. The Walking Dead 11A 2. The Walking Dead 11B 3. The Walking Dead 11C (2022) Mieszkańcy Alexandrii i Wzgórza próbują pozbierać się po wyjątkowo brutalnym ataku Szeptaczy. Wszyscy zgodnie podjęli decyzję, że nie będą łamać narzuconych przez Alfę zasad i starają się nie przekraczać wytyczonych granic. Niestety brak amunicji i kurczące się zapasy zmuszają bohaterów to naginania ustaleń, za które grożą poważne konsekwencje. Ponadto część mieszkańców zaczyna głośno sprzeciwiać się decyzjom rady i żąda krwawego odwetu na Szeptaczach. Wśród osób pragnących zemsty przoduje Carol, dla której śmierć Henry’ego była zbyt potężnym ciosem. Czy uda jej się przekonać Michonne i Daryla do kolejnej walki o przetrwanie? The Walking… nuuuudaaaa Dziesiąty sezon w założeniach wygląda bardzo obiecująco. Niestety tylko w założeniach. Od pierwszych minut pierwszego odcinka razi niebywały brak pomysłów. Wygląda na to, że scenarzyści kompletnie nie mają pojęcia jak poprowadzić wątek walki z Szeptaczami. W efekcie mamy całą masę nic nieznaczących wątków, na jakie moglibyśmy trafić w telewizyjnych proceduralach. Drzewo się przewróciło i rozwaliło płot – cały odcinek poświęcony naprawianiu szkód. Carol ma zwidy – prawie cały odcinek zastanawiamy się czy się jej zdawało czy nie. Kelly została gdzieś tam w lesie – oczywiście cały odcinek jej szukamy. Córka Alfy jest traktowana nieufnie i wszyscy są wrogo do niej nastawieni – kolejne niepotrzebne trzydzieści minut. Słowem – nuda. W sposób, o którym wspomniałem powyżej wypchano praktycznie cały sezon 10A. Wątek główny rozwija się bardzo malutkimi fragmentami. W zasadzie to co działo się pomiędzy Szeptaczami, a głównymi bohaterami można by zamknąć na przestrzeni góra trzech odcinków. A tak zapychacze, zapychacze i raz jeszcze zapychacze. Coś zaczyna się dziać dopiero w końcówce siódmego odcinka i ma mocny wpływ na cały finał jesiennej części. Sam finał zresztą też wypada znośnie i byłby całkiem niezły, gdyby nie jego końcówka. Tak durny, bardzo naiwny i kompletnie nierealistyczny cliffhanger w ogóle nie powinien się tutaj znaleźć. Trzeba się chyba przyzwyczaić, że tak wygląda ten serial… Promyki w morzy beznadziei A czy są jakieś pozytywy? A są. Po raz pierwszy od dawien dawna mamy naprawdę dużo scen Daryla z Carol. I co ciekawe to ulubieniec fanów i aktualnie największa gwiazda serialu jest tym razem tym rozsądniejszym. Co prawda głównie się ze sobą sprzeczają, ale wspólny wątek ma kilka naprawdę fajnych momentów. Podobnie wygląda sprawa Negana. Powoli nawracający się zabijaka jest chyba najjaśniejszym punktem tej serii. Gdy zostaje spuszczony ze smyczy to dzieje się naprawdę dużo, a nie zabrakło też jego kapitalnych monologów. Chciałbym napisać, że nie możecie tego przegapić, ale nie mogę. Mimo kilku dobrych momentów The Walking Dead Sezon 10A nieprawdopodobnie nudzi. Dotychczas działo się dużo, ale większość wydarzeń i decyzji bohaterów były głupotami. Tym razem idiotyzmów jest znacznie mniej, ale za to przez 80% czasu na ekranie nie dzieje się zupełnie nic. Obejrzeć można, ale nic nie stracicie oglądając jedynie odcinek finałowy. Jest aż tak słabo… V: 2 199 Trzecia część 10. sezonu serialu to nie pora i miejsce na eksperymenty, więc w dodatkowych odcinkach "The Walking Dead" ich nie uświadczycie. Czy w takim razie jest co oglądać? Spoilery. Po dziesięciu latach emisji trudno nazwać dzisiaj "The Walking Dead" serialem, który wytycza nowe ścieżki. A jednak, patrząc na cuda, jakie wyczyniają twórcy w kwestii emisji kolejnych odcinków, można dojść do wniosku, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. W końcu jesienią mieliśmy już pojedynczy finał, który nie był finałem, a teraz nadeszła pora na wstęp do nowego sezonu, który będzie jednocześnie formalnym zakończeniem odsłony poprzedniej. No kto inny może się czymś takim pochwalić? The Walking Dead powraca z sezonem 10C Akrobatyka z liczbą odcinków i datami premier to oczywiście wynik pandemii, która uniemożliwiła pracę w normalnym trybie, każąc twórcom kombinować. Efektem tego jest właśnie tzw. sezon 10C, stanowiący swego rodzaju pomost między zakończoną przed kilkoma miesiącami sagą Szeptaczy, a już zapowiedzianą finałową odsłoną serii. Sześć dodatkowych odcinków można więc potraktować jako coś pomiędzy typowym zapychaczem, a bonusem dla zniecierpliwionych dla fanów – cieszycie się? Ja niekoniecznie, bo żadna z tych wersji nie brzmi szczególnie ekscytująco, co zresztą potwierdziły pierwsze z nowych odcinków (oprócz "Home Sweet Home" widziałem także kolejny – "Find Me"), które wyglądają, jakby upchano w nich wszystko, co nie zmieści się gdzie indziej. Co w tym wypadku oznacza głównie jednostkowe historie, bo każdy odcinek ma się skupiać na kimś innym, dając twórcom przestrzeń do rozwoju postaci, a widzom czas na chwilę wytchnienia między jednym zagrożeniem a drugim. Plan wcale niegłupi, ale w warunkach "The Walking Dead" chyba niezbyt realistyczny. Pierwsze problemy widać bowiem już w "premierze", poświęconej powracającej do serialu po przerwie Maggie (Lauren Cohan). Bardzo słusznie, bo mowa przecież o jednej z najważniejszych postaci, która poprzednio ledwie nam mignęła. Jej pojawienie się, choć spodziewane, absolutnie zasługiwało na szersze ogranie. Czy takie dostaliśmy? The Walking Dead skupia się na powrocie Maggie Z jednej strony niekoniecznie, bo zwłaszcza ci liczący na dowiedzenie się, co działo się ostatnio z Maggie, mogą poczuć się rozczarowani spłyceniem wydarzeń do paru zdań i mglistych niedopowiedzeń. Z drugiej jednak nie można przesadnie narzekać, szczególnie na towarzyszące temu powrotowi emocje. W tej warstwie nieźle zadziałało przecież choćby spotkanie Maggie z Darylem (Norman Reedus), bo między parą serialowych weteranów była naturalność, jakiej w "The Walking Dead" nie spotyka się za często. Nawet jeśli w rozmowie próżno szukać konkretów, sama świadomość, że para dobrych przyjaciół po prostu cieszy się na swój widok, była tu wystarczająca. A skoro już o niewypowiedzianych emocjach mowa – jeszcze więcej dostarczyła ich chłodna wymiana spojrzeń Maggie z Neganem (Jeffrey Dean Morgan), zapowiadająca oczywisty i z dawna przeciągany konflikt tej dwójki. Dodanie do równania także małego Hershela (Kien Michael Spiller), niemającego pojęcia o zabójcy ojca, tylko podkręca już napiętą sytuację, więc mam nadzieję, że twórcy tego potencjału nie zmarnują. Zderzenie dwóch wyrazistych postaci może spokojnie zapewnić atrakcji na minimum kilka odcinków, ale za dobrze znam "The Walking Dead", by bez obaw czekać na to, jak się ta sytuacja rozwiąże. Tym bardziej, że poczekać pewnie trochę przyjdzie, bo sądząc zarówno po kolejnym odcinku, jak i opisach pozostałych, raczej nieprędko do tematu wrócimy. Oczywiście, nie jest to nic nowego, bo twórcy przyzwyczaili do narracji porzucającej wątki nieraz na dłuższy czas, co jednak w przypadku tego "sezonu" może okazać się wyjątkowo uciążliwe. Wszystko dlatego, że o ile wspomniane wyżej skupianie się na bohaterach zadziałało przyzwoicie w kwestii Maggie, bo dawno jej nie widzieliśmy, o tyle niekoniecznie musi się sprawdzić przy reszcie postaci. A mówiąc inaczej, mam poważne wątpliwości, czy twórcy zwyczajnie będą mieli na ich temat coś ciekawego do powiedzenia. The Walking Dead, czyli długi wstęp do finiszu Nie uprzedzajmy jednak faktów, zostając przy "Home Sweet Home". Jak napisałem, odcinek obronił się pod względem emocjonalnym, pozwalając zarówno bohaterom, jak i widzom nacieszyć się powrotem Maggie. Problem jednak w tym, że za długo ta radość nie trwała, bo twórcy szybko zaczęli sami sobie zaprzeczać. Miała być koncentracja uwagi na bohaterach, więc co robimy? Oczywiście wrzucamy zapowiedź kolejnej wrogiej grupy, tym razem niejakich Żniwiarzy. Na pewno będą równie fascynujący, co ich poprzednicy! Jasne, można powiedzieć, że gdyby nie pojawienie się tajemniczego przeciwnika, odcinek byłby w znacznym stopniu pozbawiony akcji. Ale czy to naprawdę taki problem? No nie, wręcz przeciwnie. Dopóki trzymaliśmy się w miarę spokojnego biegu wydarzeń, przerywanego zabiciem kilku zombiaków (i zbyt szybkim pozbawieniem otoczki tajemnicy pewnego zamaskowanego ninja), naprawdę dało się zauważyć, że "The Walking Dead" to nie tylko rozwałka na zmianę z nudnymi przemowami i można z tutejszych postaci wycisnąć trochę życia. Szkoda więc, że sami twórcy uważają najwyraźniej inaczej, napędzając serial przez stawianie bohaterów w obliczu zagrożenia nawet wtedy, gdy nie jest to konieczne. Takie podejście zaprezentowane już na samym początku sprawia niestety, że trudno mi sensownie uzasadnić powstanie tych dodatkowych sześciu odcinków. Angela Kang i reszta dostali pole do popisu, mając okazję nawet do podjęcia pewnego ryzyka, ale nie skorzystali z niego w najmniejszym stopniu, w zamian oferując widzom przydługi wstęp do właściwej historii w następnym sezonie. A przecież żeby trochę namieszać, nie trzeba było wcale wywracać do góry nogami całego świata. Wystarczyło spełnić obietnicę, rzeczywiście poświęcając czas rozwijaniu postaci. Cierpliwości na to wystarczyło jednak tylko na połowę odcinka, potem wróciły dawne przyzwyczajenia i schematy. Dokąd właściwie zmierza The Walking Dead? Może to się jeszcze zmieni, może kolejne odcinki zaskoczą, może pozostali bohaterowie doczekają się lepszego potraktowania. Może. Ale nadziei na to nie mam wielkich, bo już następne w kolejce "Find Me", w którym będziemy towarzyszyć Darylowi i Carol (Melissa McBride), pokazuje, że "The Walking Dead" nie uczy się na własnych błędach. Tam, gdzie prosi się o rozwinięcie, skraca się, przechodząc do ogranych motywów i wtórnej akcji. Tam, gdzie nie ma już absolutnie nic do dodania, przerabiamy jeszcze raz to samo. I tak w kółko, aż do… no właśnie, do czego? Napisałbym, że do końca, który wprawdzie wciąż jest odległy, ale przynajmniej majaczy na horyzoncie (ogłoszono, że ostatni sezon ma liczyć aż 24 odcinki), ale przecież to nieprawda. Pandemia może twórców opóźniła, jednak nie sądzę, by miała cokolwiek zmienić w ich planach, zatem i następny spin-off, i filmy, i kto wie, co jeszcze, na pewno są przed nami. Po drodze do nich nie spodziewałbym się natomiast żadnych zmian, próby nowego podejścia dostrzegając co najwyżej w zręcznym dopasowywaniu się twórców do aktualnych realiów. Jak widać po nowych odcinkach, kręcenie scen z hordami zombie w czasach pandemicznych nie wchodzi w grę, ale już problem dystansu dało się obejść, umieszczając większość akcji w plenerze czy umiejętnie aranżując sceny akcji. Czy to wystarczy, by uznać, że "The Walking Dead" zmierza w dobrym kierunku? Pewnie nie, ale też nie ma sensu się oszukiwać – końcówka liczącego dziesięć sezonów serialu to nie czas na rewolucję i eksperymenty. Kto miał przy nim zostać, ten już zostanie, bez względu na liczbę i jakość przejściowych odcinków, które w tym czasie zaserwują mu twórcy. Być może najrozsądniej będzie więc oczekiwać od nich dokładnie tego, do czego serial AMC przez lata przyzwyczaił, czyli trochę dobrego, trochę złego i dużo beznamiętnego pozbywania się bezimiennych postaci. The Walking Dead – nowe odcinki w poniedziałki na FOX Polska {"type":"film","id":547035,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/serial/The+Walking+Dead-2010-547035/tv","text":"W TV"}]} Rosnąca popularność komiksu "Żywe trupy" nie mogła pozostać nie zauważona dla producentów filmowych. Za powstanie wersji telewizyjnej popularnego komiksu odpowiada Frank Darabont, reżyser takich ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 86%W dzisiejszych czasach ciężko znaleźć film o zombie reprezentujący wyższy poziom niż ściółka leśna. Przeważnie widz ma do czynienia z krwawą jatką i ohydnymi scenami gore, które zamiast przerażać ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 84%Serial "The Walking Dead" powstał dzięki rosnącej na całym świecie popularności tych nieumarłych istot. Już wiele lat przed rozpoczęciem prac nad pierwszymi odcinkami, duża ilość filmów o tej ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 74% Jeden z mądrzejszych ruchów tegoThe Walking Dead(zarówno serial, jak i komiks) miały na celu uznanie końca świata za nieistotny. Jasne, dla bohaterów była to wielka sprawa, ale dla widzów chodziło o "Poczta" część postapokalipsy. Cholera się zdarzyła. Co robimy potem? Był ku temu dobry powód. Widzieliśmy już film o epidemii zombie, wiele, wiele,wieleczasy. Nie potrzebowaliśmyWalking Deadprequel, ponieważ to praktycznie każdy film o zombie post-Romero. Ale hej, oto dokładnie ten program. I to … nieźle. To nie jest konieczne – jeszcze nie – i na pewno nie jest tam z najlepszą serią główną, ale tutaj jest potencjał, choć rozproszony nieco. Od samego początku wygląda to na zupełnie inny program. Wilgotna zieleńThe Walking Deadzostał zastąpiony chłodniejszym, miejskim wyglądem. Jesteśmy w LA i są ludzie, mnóstwo ludzi, którzy wędrują wokół, jakby byli właścicielami tego miejsca. Muzyka też jest inna – wszystkie zwięzłe, kolczaste syntezatory i złowrogie drony. Ale nie bądź jeszcze zbyt podekscytowany … Zanim zacznie się horror, musimy poznać postacie i właśnie tamFear The Walking Deadkołysze się To solidna obsada, ale w tym momencie rozszerzona rodzina Clark nie jest zbyt interesującą grupą. Pierwszą osobą, którą spotykamy, jest nieco zbyt przystojny uzależniony od heroiny Frank Dillane, Nick. Jest samolubny, ale jest w nim wrażliwość, nawet jeśli Dillane przecenia drżenie. Jest z pewnością bardziej współczujący niż jego matka Madison (Kim Dickens) i mniej łagodny niż jej nowy facet, Nice Guy Travis (Cliff Curtis). O tak, i jest siostra Alicia (Alycia Debnam-Carey). Nie robi tu większego wrażenia. Miejmy nadzieję, że kryzys zbliża rodzinę, zamiast prowadzić do ciągłych, żmudnych kłótni. LubićThe Walking Dead, przyjmuje to zdekompresowane podejście do jego prostej przesłanki. Oglądamy powolne odsłonięcie horroru, które jest wystarczająco klimatyczne, ale także trochę trudniejsze do przełknięcia. Więc … dzieci w szkole wiedzą o chorobie, która powoduje, że ludzie stają się zdziczali, ale nie jest transmitowana w wiadomościach, po prostu przekazuje rozmyte zdjęcia ze smartfona? Naprawdę? To już ma być epidemia ogólnokrajowa, więc dlaczego nie zapali Twittera? To mały problem – dramatyczne urządzenie, które zwiększa napięcie programu. Bardziej irytujące jest poleganie serialu na mocno nadużywanych tropach telewizyjnych. Obie klasy, które widzimy, są wypełnione znaczącymi symbolami nadchodzącego losu. Powieść Jacka Londona staje się metaforą walki o przetrwanie, a na temat teorii chaosu prowadzi spostrzegawcza rozmowa. Do diabła, nawet obszar, w którym Nick i Cal walczą, jest zaszczepiony chodzącymi szkieletami. Po "Ooh, czy to zombie? Podkręcają muzykę…" udawana z Artiem we wcześniejszym odcinku, wszystko jest bardzo ciężkie. To powiedziawszy, ostatnie 15 minut jest bardzo dobre. Nick zabija Cala – który następnie wstaje, zostaje potrącony przez samochód, a następnie wstajejeszcze raz. To moment, w którym łuski wypadają z oczu Clarka i widzą kształt rzeczy, które nadejdą. Atmosfera nadchodzącej katastrofy jest wspaniale przywołana i zapewnia nas, że to nie będzie kolejnaCaprica… Fear The Walking Deadnapotyka dziwny dylemat. Jeśli przejdzie prosto do apokalipsy, nie różni się niczym od oryginalnego serialu. Ale jeśli przeciągnie zbyt długo stopy, fani prawdopodobnie odpłyną. Mamy tu wyraźną obietnicę, która, miejmy nadzieję, zostanie zbadana w ciągu najbliższych pięciu tygodni. To może być świetne. Drugi odcinek się nazywa "Tak blisko a tak daleko". Miejmy nadzieję, że nie okaże się to samospełniającą się przepowiednią. Ten, ktory nie moze byc nazwany Myślisz, że widziałeś już twarz Dillane? Prawdopodobnie masz – grał 16-letniego Toma Riddle’a – znanego również jako VoldemortHarry Potter i Książę Półkrwi. W którym roku gra Fear The Walking Dead? Krótka odpowiedź: nie wiemy na Walking Deadzawsze był niejasny w kwestii randek. Możemy jednak założyć, że jest to po 2007 roku (Glenn grałPortal, pamiętaj), a ten odcinek wydaje się sugerować dopiero w 2012 roku, biorąc pod uwagę, że Alicia używa czegoś, co wydaje się być iPhone’em 4S. Oceny Zawsze miał być duży, ale AMC musi być zachwycona wiadomością, że pilot zbił rekordy telewizji kablowej. Nielsen szacuje, że odcinek pilotażowy przyciągnął 10,1 miliona widzów, co czyni go najlepiej ocenianą serią kablową w historii. Najlepsza linijka Pisarze Robert Kirkman i Dave Erickson Dyrektor Adam Davidson Ten, w którym To koniec świata, jaki znamy i nikt nie zwraca na to uwagi.

the walking dead serial recenzja